Decyzję o wyjeździe do Katmandu podjęłam spontanicznie. W środku nocy, pragnąc uciec od codzienności bez większego namysłu kupiłam bilety. Możliwe, że obejrzałam właśnie “Dziką drogę”, pamiętam że bardzo potrzebowałam uciec i postawić sobie wyzwanie. Duże wyzwanie.
Po zakupie biletów zaczęłam szukać informacji, których w Internecie było niewiele. Co zrobić gdy już przylecę do stolicy Nepalu, jak dostać się do centrum, gdzie zamieszkać, jak załatwić wszystkie formalności – na te pytania musiałam znaleźć odpowiedź. Skąd zdobyć bilety na samolot, którym polecę do Lukli, jaki szlak wybrać – mnóstwo niewiadomych, dużo więcej niż pewności. Na szczęście niedługo potem postanowił do mnie dołączyć mój znajomy – Juby, co zdecydowanie dodało mi otuchy.
Zdawałam sobie sprawę, że cel podróży, czyli dojście do Everest Base Campu jest ogromnym wyzwaniem fizycznym. Rozpoczęłam treningi, które głównie ograniczały do chodzenia po bieżni z nachyleniem na siłowni.
Kolejnym wyzwaniem było zebranie niezbędnego sprzętu na wyprawę. Nie miałam pojęcia co będzie mi potrzebne, moja wiedza o górach była znikoma, a co o przekraczaniu 5500 m n.p.m. Jaki plecak, jaka bielizna termiczna, jaka kurta, jakie buty? Dodatkowo musiałam zmieścić się w bardzo ograniczonym budżecie, co wymagało oszczędności na każdym kroku.
Plan wydawał się kompletnie szalony, ale w tamtym momencie byłam tak zdeterminowana, że nic nie mogło mnie powstrzymać. Pragnęłam ruszyć w podróż, która mnie doświadczy, w której spotkam się z trudnościami, która da mi wytchnienie i pozwoli oczyścić umysł.
Zapraszam Was do opowieści o miejscu, gdzie wiatr niesie zapach kadzideł i dźwięk dzwonków ze świątynnych pagórków. Do pełnych kontrastów ulic Katmandu, widoku na majestatyczne szczyty Himalajów i przede wszystkim wyprawy do Everest Base Camp.